W „Na zawsze Laurence” 23-letni Xavier Dolan przestaje opowiadać na ekranie o sobie. Ale pozostaje nadzieją współczesnego kina.
„Na zawsze Laurence” to ważny tytuł w jego karierze. Młody Kanadyjczyk zasłynął przejmującymi wiwisekcjami rodziny i przyjaciół z „Zabiłem moją matkę” i „Wyśnionych miłości”. Teraz po raz pierwszy skrywa się za kamerą i portretuje innych. On sam zresztą uważa, że portretując dorosłego mężczyznę z lat 90. nie zmienił swoich zainteresowań: - Mówię własnym głosem – powiedział mi. - Nie próbuję przecież przenosić na ekran tragedii 45-latka, którego firma zbankrutowała. Wybieram bliskie mi tematy: miłość, pożądanie, relację między bliskimi.
Dolan przeniósł na ekran historię z gazety o mężczyźnie, który na początku lat 90. poczuł się więźniem własnej płci. Żona pomogła mu przejść trudny proces przemiany tożsamości. „…Laurence” to portret ich trudnej miłości. Mocny, nakreślony z wrażliwością i świadomością środków filmowego wyrazu. Dolan obserwuje sytuację „obcego” w homogenicznym społeczeństwie i dowartościowuje kolorowe ptaki, których marzenia i styl życia nie pasują do realiów kanadyjskich osiedli domków jednorodzinnych.
Niestety, niewiele tu zaskakuje, bo autor zbyt często sięga po utarte, myślowe klisze. Ale nawet jeśli nie każdy zaakceptuje ten trzygodzinny teledysk, reżyser raz jeszcze udowodnił, że ma olbrzymi talent. Umie tworzyć mocne sceny, świetnie buduje atmosferę, czuje muzykę. Obrazy z jego filmów zapadają w pamięć.
Nic dziwnego, że Xavier Dolan uchodzi za jednego najbardziej obiecujących młodych reżyserów. Ma 23 lata, ale już trzykrotnie oklaskiwano go na festiwalu w Cannes. Przystojny, dobrze ubrany, zawsze w dużych, modnych okularach. Chętnie udziela wywiadów - po francusku i po angielsku. Nie miał „trudnego dzieciństwa”, nie doświadczył biedy. Jako nastolatek musiał zmierzyć się z problemami dotykającymi miliony jego rówieśników: rozwodem rodziców, określeniem własnej tożsamości, nietolerancją otoczenia wobec odmiennego stylu życia. Ale umiał swoją normalność sprzedać.
Sylwetka Xaviera Dolana w najnowszym numerze tygodnika „Wprost”, który od niedzielnego popołudnia (14:00) będzie dostępne w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest też na Facebooku.
Dolan przeniósł na ekran historię z gazety o mężczyźnie, który na początku lat 90. poczuł się więźniem własnej płci. Żona pomogła mu przejść trudny proces przemiany tożsamości. „…Laurence” to portret ich trudnej miłości. Mocny, nakreślony z wrażliwością i świadomością środków filmowego wyrazu. Dolan obserwuje sytuację „obcego” w homogenicznym społeczeństwie i dowartościowuje kolorowe ptaki, których marzenia i styl życia nie pasują do realiów kanadyjskich osiedli domków jednorodzinnych.
Niestety, niewiele tu zaskakuje, bo autor zbyt często sięga po utarte, myślowe klisze. Ale nawet jeśli nie każdy zaakceptuje ten trzygodzinny teledysk, reżyser raz jeszcze udowodnił, że ma olbrzymi talent. Umie tworzyć mocne sceny, świetnie buduje atmosferę, czuje muzykę. Obrazy z jego filmów zapadają w pamięć.
Nic dziwnego, że Xavier Dolan uchodzi za jednego najbardziej obiecujących młodych reżyserów. Ma 23 lata, ale już trzykrotnie oklaskiwano go na festiwalu w Cannes. Przystojny, dobrze ubrany, zawsze w dużych, modnych okularach. Chętnie udziela wywiadów - po francusku i po angielsku. Nie miał „trudnego dzieciństwa”, nie doświadczył biedy. Jako nastolatek musiał zmierzyć się z problemami dotykającymi miliony jego rówieśników: rozwodem rodziców, określeniem własnej tożsamości, nietolerancją otoczenia wobec odmiennego stylu życia. Ale umiał swoją normalność sprzedać.
Sylwetka Xaviera Dolana w najnowszym numerze tygodnika „Wprost”, który od niedzielnego popołudnia (14:00) będzie dostępne w formie e-wydania.
Najnowsze wydanie tygodnika dostępne jest też na Facebooku.